4 września 2012

Windykacja za książkę

Spotkała mnie niemiła niespodzianka. W skrzynce na listy znalazłam list, zdziwiłam się bardzo, gdyż sygnowany był pieczątką jedną z bardziej znanych firm windykacyjnych. Szybko przeanalizowałam w głowie moje rachunki i stwierdziłam, że wszystko opłaciłam, nie mam żadnych zaległości. Pomyślałam, że to pewnie pomyłka i po wejściu do domu, usiadłam wygodnie w fotelu i na spokojnie otworzyłam list. W pierwszej chwili aż oczom nie wierzyłam, otrzymałam wezwanie do zapłaty ponad 200zł za.... przetrzymywanie książki z biblioteki. Kurcze przecież kiedy ja ostatni raz w bibliotece byłam, pewnie na studiach, a to już kilka lat minęło. Bardzo się zaniepokoiłam tą sprawą, 200zł to wcale nie mało jak na zarobki początkującego nauczyciela, postanowiłam skontaktować się z biblioteką. Pani bibliotekarka potwierdziła moje domysły, książkę wypożyczyłam ponad 3 lata temu i do dziś jej nie oddałam, podała mi tytuł i autora. Strasznie wstyd mi było podczas rozmowy ale z całego serca przeprosiłam i poprosiłam o czas na rozwiązanie sprawy. Przeszukałam całe mieszkanie jednak książki nie znalazłam, postanowiłam pojechać do rodziców i tam odszukać zgubę, no i znalazłam. Leżała schowana w kartonie na szafie, nic dziwnego, że o niej zapomniałam. Cała uradowana pobiegłam do biblioteki oddać tą książkę i anulować karę, jednak jak się okazało anulować kary nie można. Sprawę przejęła firma windykacyjna i już nic nie można zrobić poza opłaceniem należności. I tym sposobem mam najdroższą książkę, która do niczego mi się już nie przyda, bo nie mam zamiaru czytać o wychowaniu dzieci w XVIII w. No ale pretensję mogę mieć tylko do siebie, za gapiostwo się płaci, chociaż biblioteka też mogła wysłać jakieś upomnienia a nie od razu kierować sprawę do windykacji.